poniedziałek, 30 stycznia 2017

PODSUMOWANIE STYCZNIA

W styczniu włosy miały kilka kaprysów, wtedy wiązałam je w wysoki kucyk lub zaplatałam warkocz na bok. Nie urosły za dużo, ale nie stosując przyśpieszaczy, nie mogłam oczekiwać cudów. Jedynie grzywka mocno podrosła i mogę bardziej z nią kombinować. W ostatnim czasie często wyszukuję zdjęć długich i prostych włosów, które są dla mnie inspiracją.



SZAMPON
  • Schwarzkopf Essence Ultime Caviar+ Hair Renew
  • Sylveco Balsam myjący z betuliną
Niestety zużyłam już całe opakowanie mojego ulubionego szamponu o którym pewnie wielokrotnie pisałam - Yves Rocher Volume, a że w zapasie posiadam dwie nowości firmy Schwarzkopf, sięgnęłam po jedną z nich - szampon Essence Ultime z kawiorem. Niby domywa włosy z oleju i odświeża je, ale szczerze mówiąc tęsknię za moim ulubieńcem. Balsamu Sylveco używałam mniej więcej co drugi dzień. 

ODŻYWKA:
  • Biovax BB do włosów zniszczonych
Jak zwykle po codziennym myciu włosów nakładałam odżywkę firmy Biovax, w połowie grudnia zużyłam całe opakowanie avokado, więc sięgnęłam po wersję do włosów zniszczonych, która również dobrze się u mnie sprawdza.

MASKA:
  • Biovax Latte
  • Schwarzkopf Essence Ultime Caviar+ Hair Renew
Do emulgowania oleju nadal używałam maski Biovax Latte lub nowej maski Schwarzkopf Caviar, gdy czułam, że włosy potrzebują protein. Jak na razie maska sprawdza się całkiem fajnie - lubię takie delikatne proteinowe maski.

OLEJ:
  • z orzechów włoskich
W styczniu tradycyjnie nakładałam na włosy olej z orzechów włoskich Byłam w tym konsekwentna i systematyczna. Olejowałam włosy raz lub dwa razy w tygodniu w zależności od potrzeb.

ZABEZPIECZANIE:
  • serum Kerastase 
SUPLEMENTY:

W styczniu nie stosowałam żadnych suplementów przyśpieszających porost włosów i w najbliższym czasie się to nie zmieni ze względów zdrowotnych. Niestety do stosowania wcierek nie mogę się przekonać - albo zapomnę o nałożeniu wcierki albo jestem na to zbyt leniwa - ale cały czas obiecuję poprawę, może w lutym się uda? ;)


sobota, 21 stycznia 2017

MINUSY POWROTU DO NATURALNEGO KOLORU

Ten post leżał w wersjach roboczych od jakiegoś roku. Łatwiej było mi napisać o plusach powrotu do naturalnego koloru niż o jego minusach, pewnie dlatego, że nigdy nie żałowałam podjętej decyzji. Owszem, miałam wątpliwości i to nie jeden raz, ale jednak zawsze plusy przeważały. Nie mniej minusy też są i warto o nich napisać, szczególnie po ponad dwóch latach powrotu do naturalnego koloru.

Siwe włosy, przyszły mi na myśl jako pierwsze, już dawno temu. Pojawią się u każdego wcześniej lub później. Początkowo byłam przerażona, gdy znajdowałam na swojej głowie choć jeden siwy włos. Przyglądałam się włosom i szukałam, czy aby na pewno nie ma jeszcze jednego, żeby szybko go wyrwać. Obecnie już ani nie wyrywam siwych włosów ani ich nie szukam- ważna okazała się tu akceptacja tego faktu; dopóki nie będę rzucały się w oczy nie widzę problemu.

Odrosty, które najczęściej nie wyglądają ładnie. Można spotkać się z opiniami, że są niechlujne, choć mam wrażenie, że odkąd pojawiła się moda na ombre zwiększyła się tolerancja w tym temacie. Warto co prawda ostatni raz pofarbować włosy na kolor zbliżony do naturalek, jednak najczęściej kolor z farbowanych włosów szybko wypłukuje się. Przy jego zapuszczaniu będzie wiele momentów, w których będzie wyglądał lepiej jak i gorzej. Z perspektywy czasu wiem, że najgorsze są pierwsze centymetry. Im odrost jest dłuższy tym wygląda lepiej, ba po dwóch latach już nawet nie wygląda jak odrost ;)

Można spotkać się z opiniami ludzi w stylu "dlaczego nie pofarbujesz włosów?, "jak ty wyglądasz?". Osobiści nigdy nie spotkałam się z jakimiś krytycznymi uwagami na temat moich włosów, choć czasem ktoś rzucił zdanie, że mogłabym pofarbować. Myślę jednak, że najważniejsze jest trzymanie się celu do którego się dąży i otaczanie ludźmi, którzy nas rozumieją i wspierają. Warto zaglądać na blogi czy Wizaż, gdzie dziewczyny zmierzają do tego samego celu co my.

W trakcie powrotu do naturalnego koloru pojawi się wiele ważnych uroczystości w których nie będzie wypadało pojawić się w odrostach. Początkowo trudno było mi zaakceptować fakt, że jak to idę na wesele i przecież nie wypada pojawić się na nim z widocznymi odrostami. Nie można jednak wmawiać sobie, że pofarbuję włosy, a po weselu znów zacznę zapuszczać odrost, ponieważ pojawi się jeszcze wiele okazji (święta, impreza firmowa, czy inne uroczystości) w których będzie się chciało wyglądać "perfect" ;)

Wiem, że dla niektórych naturalny kolor może być przeszkodą. Ja akurat jestem zachwycona swoim kolorem, bardzo mi się podoba i uważam, że do mnie pasuje. Wierzę jednak, że są dziewczyny, które nie czują się dobrze w swoich naturalnych odcieniach, dlatego w ich przypadku powrót do naturalnego koloru nie ma sensu. To przecież my musimy czuć się z sobą dobrze.

sobota, 14 stycznia 2017

DLACZEGO WARTO ZAPUŚCIĆ GRZYWKĘ?

Szczerze mówiąc, gdy zaczynałam zapuszczać grzywkę myślałam, że szybko do niej wrócę. Nie bez powodu w końcu nosiłam ją przez 10 lat ;) Chciałam tylko sprawdzić jak będę się bez niej czuła i szybko wrócić do sprawdzonej i znanej fryzury- byłam w końcu przekonana, że w grzywce mi najlepiej. Wyobraźcie sobie więc moje zdziwienie, gdy okazało się, że bez grzywki czuję się świetnie! 

Jakby nie patrzeć, zmiany w życiu są potrzebne. Czasem obecny wygląd nudzi się kobietom i chcą go odmienić. A już szczególnie wtedy, gdy postanawiają zmienić swoje życie ;) Dzięki zapuszczeniu grzywki na nowo polubiłam swoją fryzurę i czuje się lepiej. 

Brak grzywki to również większa wygoda. Krótką, prostą grzywkę zdecydowanie trudniej ułożyć. Co prawda mam raczej proste włosy, więc nigdy nie miałam jakiś ogromnych kłopotów z jej układaniem, ale zdarzały się dni, gdy pasemka z grzywki żyły swoim życiem. Nie jest też tajemnicą, że grzywka najładniej wyglądała, gdy używałam prostownicy. A jak łatwo się domyślić, codzienne prostowanie grzywki bywało męczące.

Pozostając w temacie układania grzywki - wiele zależy od ścięcia. Szczerze mówiąc rzadko kiedy byłam zadowolona z podcięcia grzywki u fryzjera - najczęściej była za krótka, ale też zdarzało się krzywe cięcie lub zabranie zbyt wielu włosów do grzywki (trzecia opcja była zdecydowanie najgorsza). Jak widać, jestem wybredna, dlatego postanowiłam ścinać grzywkę sama - podcinałam tyle ile chciałam, a nawet jeśli mi coś nie wyszło wolałam być zła na samą siebie. Po tylu latach doszłam do wprawy w ścinaniu grzywki na prosto, jednak nie przepadałam za samym zabiegiem podcinania. Nie było to dla mnie przyjemne zajęcie.

Prosta grzywka na całe czoło zdecydowanie szybciej przetłuszcza się. Gorące lato to najgorszy dla niej okres- gdy myłam włosy rano, a wieczorem wychodziłam, musiałam umyć chociażby samą grzywkę, ponieważ wymagała odświeżenia po całym dniu. Jednak nie tylko lato wzmagało przetłuszczanie, ale i zimą, pod czapką grzywka nie wyglądała świeżo. Dotykanie grzywki również jej nie służyło, a gdy wiatr rozwiewał ja na wszystkie możliwe strony mimowolnie trzeba było ją przeczesać, nierzadko palcami.

Dłuższa grzywka lub jej brak sprawiają również, że mamy więcej możliwości. Możemy nosić przedziałek na środku głowy, gdzie włosy rozchodzą się na dwie równe strony (jest to ostatnio moja ulubiona fryzura). Możemy także ułożyć przedziałek delikatnie na bok lub bardzo mocno z jednej strony czy też zaczesać wszystkie włosy do tyłu - jak widać możliwości jest wiele.

A Wy, lubicie nosić grzywkę?

sobota, 7 stycznia 2017

2016- ROK ZAPUSZCZANIA WŁOSÓW

Minął drugi rok zapuszczania włosów, a ja nie mogę pochwalić się imponującą długością. Cieszę się jednak, że odbiłam się od granicy "włosów do ramion".

Przez pierwszy rok zapuszczania (2015 - podsumowanie) ciągle wracałam do włosów długości do ramion. Uważałam, że są zniszczone i wymagają podcięcia. Z perspektywy czasu wiem, że to był błąd. Taki sam błąd popełniłam w drugim roku zapuszczania, w kwietniu 2016r. - znów ścięłam włosy do ramion. Niemal od razu pożałowałam tego kroku i dało mi to do myślenia. Mniej więcej wtedy też, za radę koleżanek Włosomaniaczek podjęłam decyzję o "zapuszczaniu na siłę"; czyli przede wszystkim nie oglądaniu włosów z każdej możliwej strony i nie wynajdywaniu rozdwojonych końcówek. Postanowiłam wtedy też nie podcinać włosów przez pół roku, ostatecznie okres ten przedłużyłam do 8 miesięcy. Uważam, że był to świetny pomysł. Z perspektywy czasu wiem, że najbardziej niszczą się... włosy długości do ramion; gdy przetrwa się tą barierę, jakoś łatwiej nad nimi zapanować.

I KWARTAŁ 
Już na początku stycznia skróciłam włosy o kilka centymetrów. Uważałam, że końcówki są mocno rozdwojone i należy im się podcięcie. W styczniu i marcu piłam Triphalę, która z pewnością wpłynęła na szybszy wzrost włosów.

II KWARTAŁ
W kwietniu znów podcięłam włosy, niestety do długości do ramion. W czerwcu podjęłam jedną z lepszych włosowych decyzji - zapuszczam grzywkę! Prawie przez cały kwartał piłam Triphalę lub łykałam Ashwagandhę. Oleje systematycznie lądowały na moich włosach raz w tygodniu.
III KWARTAŁ
Wyjątkowo w wakacje nie miałam większych włosowych problemów - układały się całkiem nieźle. Suplementy przyjmowałam tylko w lipcu, wtedy też ostatni raz regularnie olejowałam włosy. W sierpniu i wrześniu miałam coraz mniej czasu i chęci na pielęgnacje. Trzymałam się jednak zdrowych  nawyków.

IV KWARTAŁ
Jesień i zima to również trudne okresy dla włosów - wiatr i mróz nie sprzyjają ładnym fryzurom. Jako wielbicielka rozpuszczonych włosów odkryłam jednak fryzurę, w której czułam się w miarę dobrze - warkocz na bok- nie raz to uczesanie ratowało moją fryzurę. W ostatnim kwartale również nie stosowałam żadnych suplementów, natomiast starałam się wrócić do regularnego olejowania. Nadal trzymałam się "zapuszczania na siłę".

Nie osiągnęłam co prawda swojego włosowego celu na rok 2016, czyli zapuszczenia włosów do linii od zapięcia stanika, jednak sama jestem sobie winna - poza zbyt dużym podcięciem w kwietniu, nie byłam też wytrwała w stosowaniu metod przyśpieszających porost włosów. 
Cieszę się jednak, że odbiłam się od tej mojej nieszczęsnej granicy "włosów do ramion".
Na początku stycznia postanowiłam udać się do salonu fryzjerskiego, na podcięcie końcówek. Bardzo bałam się, że fryzjerka podetnie mi za dużo włosów i znów wrócę do długości do ramion. Długo zastanawiałam się do którego salonu powinnam pójść i na szczęście wybrałam bardzo dobrze. Włosy zostały skrócone o 1cm, maszynką, na stojąco - a sama fryzjerka powiedziała, że "więcej nie trzeba". Po 8 miesiącach wystarczyło podciąć tylko o 1cm - domyślacie się, jak mnie to ucieszyło. Włosy zostały skrócone o niewiele, natomiast ja różnicę widzę ogromną - układają się bardzo ładnie i w ogóle są ostatnio miłe i śliskie w dotyku. Aż chce się o nie jeszcze bardziej dbać ;)
Dzięki temu, już na początku 2017 roku mogę pochwalić się dłuższymi włosami w ciągu tych dwóch lat - i co najważniejsze - znów, przez co najmniej pół roku nie zamierzam ich podcinać! 


niedziela, 1 stycznia 2017

PODSUMOWANIE, PLANY I URODZINY BLOGA

1 stycznia to dobra okazja do nowych postanowień i rozmyśleń. Jeszcze 1,5 miesiąca temu byłam pewna, że w Nowy Rok wejdę pełna energii i szczęścia. Stało się jednak inaczej - końcówka Starego Roku nie była dla mnie zbyt łaskawa. Nie zamierzam jednak patrzeć na cały rok przez pryzmat ostatnich wydarzeń. 
Czasem trzeba zatrzymać się na dłuższą chwilę w miejscu, w którym się znalazło i trochę tu postać; bez planów, marzeń i celów. Z włosami jest podobnie. "Bad hair days" trzeba przeczekać, a nie biec od razu po nożyczki czy rzucać nowe kosmetyki w kąt. Każda Włosomaniaczka w końcu wie, że cierpliwość to klucz do uzyskania zdrowych i ślicznych włosów.

Cieszę się, że w 2016 roku nie uległam pokusie pofarbowania włosów. Co prawda w ostatnich miesiącach już w ogóle nie myślałam o farbowaniu, ale zdecydowanie na początku roku przechodziłam wiele kryzysów pod tytułem "farbować czy nie". Myślę, że dopóki siwe włosy nie zaczną rzucać się w oczy- farbowanie mi nie grozi.

Cieszę się również, że nie ścięłam włosów do ramion. Czasem kusi, by pozbyć się całej farbowanej części i zyskać na ich zdrowiu, ale jak na razie bardziej przemawia do mnie chęć posiadania długich włosów. Wytrzymałam całe 8 miesięcy bez podcinania - jak na mnie to bardzo długo.

Jakoś w połowie roku zdecydowałam się na zapuszczenie grzywki, to także był świetny pomysł. Przez ostatnie kilka dobrych lat nosiłam prostą grzywkę, ściętą "od linijki", w której myślałam, że czuję się dobrze. Okazało się jednak, że bez grzywki czuję się jeszcze lepiej. 

Cieszę się również, że znalazłam kosmetyki, które pasują moim włosom. To w 2016 roku zorientowałam się, że włosy lubią minimalizm. Już nie kuszą mnie nowości ani próbowanie różnych metod pielęgnacji - mam swoje sprawdzone sposoby i przy nich zostaję. 

Cieszę się także, że minął już drugi rok w grupie wspólnego zapuszczania włosów. Gdyby nie blog i cała przygoda z włosomaniactwem nie poznałabym wspaniałych Dziewczyn (<3) oraz nie nauczyła się wielu rzeczy i co także ważne - pisanie sprawia mi radość, dlatego cieszę się, że tu zaglądacie.


A dziś, świętuję pierwsze urodziny bloga 
jednocześnie składam Wam najlepsze życzenia
z okazji Nowego Roku. 
Spełnienia tych najważniejszych pragnień i marzeń,
nie tylko włosowych ;)

"KEEP CALM AND LOVE YOURSELF!"