wtorek, 21 marca 2017

2,5 ROKU BEZ FARBOWANIA


W marcu minęło dwa i pół roku od ostatniego farbowania włosów. Nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał! Z perspektywy czasu wiem, że zapuszczanie naturalek wcale nie było trudne, tzn. najgorsze były początki, o czym już kilkakrotnie wspominałam na blogu. Wtedy to pojawiało się najwięcej wątpliwości i pytań... 
Granica między farbowanymi włosami, a naturalkami jest bardzo trudna do uchwycenia. Włosy od spodu są już całkowicie w naturalnym kolorze, natomiast wierzchnia warstwa, która jest dłuższa - pamięta czasy farbowania na rudo. Ponadto słońce rozjaśnia włosy, co też powoduje stapianie się kolorów. Po przyłożeniu końcówek do czubka głowy - widać dużą różnicę kolorystyczną, ale już przy rozpuszczonych włosach (a takie praktycznie noszę przez cały czas) różnica ta nie rzuca się w oczy, a powiedziałabym nawet, że ma swój urok. Ciemne włosy od spodu mieszają się z rozjaśnionymi końcówkami. Cały efekt wygląda bardzo naturalnie i w zależności od światła czasem różnicy w ogóle nie widać, a  innym razem widać łagodne przejście od ciemnych do jasnych.
Nadal jestem bardzo zadowolona z podjętej dwa i pół roku temu decyzji. Naturalny kolor bardzo mi się podoba i przede wszystkim dobrze się w nim czuję. Natura jednak nie pomyliła się, mogę jedynie żałować, że tak późno zdecydowałam się na powrót do swojego koloru. Przez długi czas szukałam idealnego odcienia swoich włosów, farbując raz na różne kolory, a okazało się, że najbardziej pasuje mi to, co po prostu jest naturalne. Kondycja włosów zdecydowanie poprawiła się, a w dodatku moje wizyty u fryzjera ograniczają się tylko do okazjonalnego podcinania końcówek. Dodatkowo zauważyłam, że moje włosy są bardziej gęste i błyszczące. Zdecydowanie też nie są takie suche, jak były za czasów farbowania.
Obecnie nie widzę już żadnych minusów powrotu do naturalek. Mam nadzieję, że jeszcze długo będę mogła cieszyć się naturalnym kolorem, a siwe włosy będą pojawiały się sporadycznie i jeszcze nie będą rzucały się w oczy.


niedziela, 12 marca 2017

WIOSENNA REGENERACJA!

Już za kilka dni pierwszy dzień wiosny, a to najwyższy czas by obudzić się z zimowego snu i w pełni wrócić do zdrowych nawyków. Gdzieś tam miałam je w głowie, ale w ostatnim czasie inne kwestie zdominowały moje myśli. Na szczęście sprawy, które najbardziej mnie martwiły wyprostowały się. Ostatnie miesiące pełne stresu - mimo wszystko odbiły się na mojej kondycji, obawiam się również  wypadania włosów czy łamania paznokci więc żeby temu zapobiec i w pełni odzyskać utraconą w ostatnim czasie energię zamierzam zadbać o siebie ze zdwojoną siłą.

Nie będzie to rewolucyjny plan wiosennych zmian, a raczej powrót do tego, co kiedyś robiłam oraz uporządkowanie nowości, które już wprowadziłam do swojego życia. 

Plan jest następujący:

1. Woda z cytryną. Codziennie rano, zamiast wielkiego kubka kawy, wracam do picia gorącej wody z cytryną. Kiedyś to był mój rytuał, później o nim zapomniałam i zaczynałam dzień od kawy. Początek przestawienia się będzie trudny, ale dam radę, ponieważ wiem, że to szybko wchodzi w nawyk, a woda z cytryną wypita na czczo ma wiele pozytywnych właściwości. Przede wszystkim wzmacnia organizm, sprawia, że nie choruję oraz działa oczyszczająco. 

2. Woda. Muszę również wrócić do picia większych ilości wody. Właściwie nie piję żadnych napojów gazowanych ani soków, ale w ostatnim czasie zdecydowanie za mało piłam.

3. Słodycze i niezdrowe jedzenie. Przyznaję się bez bicia, że w ostatnim czasie codziennie jadłam czekoladę, a na obiad głównie gotowałam coś na szybko lub odgrzewałam gotowce. Często zdarzało mi się jeść na mieście fast foody. Moja waga co prawda aż tak bardzo na tym nie ucierpiała, ale brakuje mi energii i wiecznie czuję się zmęczona. Wracam do gotowania mniej kalorycznych i zdrowszych potraw, a czekoladkę zostawiam na weekendy. Jestem czekoladomaniaczką, więc nie jestem w stanie z niej całkowicie zrezygnować ;) Częściej będę kombinowała z zielonymi koktajlami: jarmuż, szpinak to same pyszności, które mają wiele cennych właściwości. Muszę natomiast mniej jeść błonnika, moje ulubione płatki zbożowe zamierzam jeść sporadycznie, a nie tak często jak do tej pory.


4. Ashwagandha to suplement, który kiedyś stosowałam, i do którego chciałam wrócić. Przez chwilę myślałam też o Triphali, ale Ashwa jest zdecydowanie wygodniejsza, więc wybrałam łatwiejszą opcję. Nadal zależy mi na długich włosach dlatego też postanowiłam ponownie skorzystać z suplementów, które przyśpieszą porost. Do tego chcę je wzmocnić od środka i zapobiec wypadaniu. Dobrze byłoby zużyć również wcierkę Jantar, która kurzy się w szafie, ale jak siebie znam - wiem, że z tym będzie największy problem.. 

5. Minimalizm w pielęgnacji włosów i kosmetykach. Faza na mnóstwo różnorodnych kosmetyków już mi na szczęście minęła, jednak ostatnio kupowałam produkty do pielęgnacji i włosów i twarzy trochę na oślep. I tak okazało się, że mam trzy odżywki emolientowe i żadnej z proteinami. Podobnie z kremami do twarzy. Wiosenne postanowienie to powrót do: dwóch odżywek, jednego kremu itp. Ale najpierw - muszę zużyć wszystkie zapasy.

6. Siłownia. Od Nowego Roku regularnie chodzę na siłownię. Myślę, że to była jedna z lepszych decyzji w ostatnim czasie: wysiłek fizyczny naprawdę pomaga w problemach i nie jest to przereklamowane. Będąc na siłowni całkowicie wyłączam myślenie, wsłuchuję się w ulubioną muzykę i nie widzę innych ludzi. Myślałam, że zapisuje się tylko na miesiąc - dwa, teraz jednak bieganie i ćwiczenia tak mnie wciągnęły, że postanowiłam podpisać umowę na cały rok. Na siłownię chodzę dwa lub trzy razy w tygodniu i zamierzam się tego nadal trzymać.

7. Rozciąganie to coś o czym często zapominamy. Zdążyłam już złapać niewielką na szczęście kontuzję przez słabe rozciąganie, dlatego zdecydowanie muszę nad nim popracować. Chociaż kilka minut dziennie wyginania się, zdecydowanie powinno pomóc.

Wszystkie powyższe punkty powinny wpłynąć pozytywnie zarówno na przyśpieszenie porostu włosów, wzmocnienie ich oraz odzyskanie sił i pozytywnej energii.
A Wy, macie jakieś wiosenne postanowienia? ;)